Rzecznik Praw Dziecka Marek Michalak uspokaja rodziców i nauczycieli: –Można uczyć sześciolatki w przedszkolu czytać i pisać. W ciągu ostatnich kilku dni otrzymał bardzo wiele sygnałów od osób zaniepokojonych medialnymi doniesieniami, że nowa podstawa programowa MEN dotycząca wychowania przedszkolnego wprowadza zakaz nauki czytania przedszkolaków. Mówi się nawet o porozumieniach rodziców z nauczycielami przedszkolnymi o potajemnym nauczaniu dzieci. Rodzice, którzy nie posłali sześcioletnich dzieci do szkoły, mówią nawet o zemście na ich pociechach – nie poszły do szkoły, to nie nauczą się literek!
Marek Michalak zapoznał się z nową podstawą programową. –Wynika z niej, że programy autorskie mogą rozszerzać to co jest zapisane w podstawie programowej. Ministerstwo zastrzega jedynie, że nie może się to odbyć kosztem wykształcenia gotowości dzieci do nauki czytania i pisania – mówi Rzecznik Praw Dziecka. Zwrócił się z prośbą do Minister Edukacji Katarzyny Hall, aby podjęła działania informacyjne, które „rozwieją obawy i uspokoją społeczne emocje, tym samym gwarantując dzieciom właściwe warunki do nauki”.
******
Dziekuję za komentarze.
Azrael – z pewnością powyższy wpis uznasz za wyjątkowo szkolny.
Indoor – do plotek nie będę się odnosić. Ale pamiętam konferencję, na której Jarosław Kaczyński mówił, że jest zaniepokojony zmianami personalnymi w ministerstwie sprawiedliwości. „Niepokojąca jest nominacja na wiceministra, osoby która ma za sobą współpracę ze służbą bezpieczeństwa”- zaznaczył. Nie wymienił jednak nazwiska konkretnej osoby. Przed nominacją Kwiatkowskiego pojawiły się informacje, że kandydatem na wiceministra sprawiedliwości jest związany z PSL Tadeusz Nalewajk, który od grudnia 2007 do grudnia ub.r. był wiceministrem MSWiA . Najprawdopodobniej to z nim Kaczyński pomylił Kwiatkowskiego. W 2008 r. Nalewajk podał się do dymisji, składając wniosek o autolustrację. Sąd Okręgowy uznał, że złożył prawdziwe oświadczenie lustracyjne o tym, że nie był tajnym współpracownikiem służb specjalnych PRL. Moim zdaniem słusznie Kwiatkowski oczekiwał przeprosin. Tak jak ja oczekuję lepszego doinformowania byłego premiera i prezesa największej partii opozycyjnej.
Tazz – dziękuję za potwierdzenie moich informacji o studiach Kwiatkowskiego. Rozumiem, że zaczynał w Łodzi, ale skończył w Warszawie.
Kartka z podróży pisze: „Mnie w związku tymi informacjami nurtuje pytanie czy możliwa jest przemiana człowieka w związku z otrzymaną władzą.” Ale o jakiej zmianie piszesz? Myślę, że nie ma nic tak zdrożnego w swoim życiorysie, aby konieczna była jego wielka przemiana. A, że ludzie dojrzewają, to tylko trzeba im zaliczyć na plus.
19 października o godz. 21:57
Pani Anno
Zarówno w pierwszym jak i w drugim komentarzu do Pani poprzedniego tekstu sugerowałem, że mam wątpliwości czy minister Kwiatkowski jest w stanie uporządkować pracę Ministerstwa Sprawiedliwości i zapanować nad nadużyciami władzy państwowej w sferze represji z którymi od kilku lat mamy do czynienia. Powołanie go na to stanowisko wprost z ław parlamentarnych nie wróży temu dobrze, bo parlament nieomal jednomyślnie uchwalał ostatnio co kilka tygodni kolejne, nieracjonalne zaostrzenia kodeksu karnego. Zapewnie minister Kwiatkowski głosował podobnie jak jego koledzy. Jego kariera polityczna (pisał o niej Indoor)również nie wskazuje na specjalne zainteresowanie polityczną myślą demokratyczną, prawem konstytucyjnym, wolnościami obywatelskimi itp. Trudno jest też określić jakie poglądy polityczne ma minister – w Pani materiale jest mowa tylko o pracowitości. Pisząc – „Mnie w związku tymi informacjami nurtuje pytanie czy możliwa jest przemiana człowieka w związku z otrzymaną władzą.” – zastanawiałem się czy minister ma coś w zanadrzu. Czy wykorzysta możliwości które daje mu nominacja? Czy będzie pracowicie dłubał przy rozporządzeniach do przesłanych z Sejmu bezsensownych i drakońskich ustaw czy raczej przedstawi wizję racjonalnego systemu prawnego w demokratycznym, europejskim kraju. Czy jest politykiem z charakterem i wizją czy administratorem? Jeśli jest administratorem – a to wynika z Pani felietonu – to źle. Bo jaki ma sens administrowanie bezsensowną represją? Lub administrowanie podsłuchami?
Pozdrawiam
20 października o godz. 11:20
Kwiatkowski był wiceministrem u Czumy, więc bez przesady z tym powołaniem wprost z Parlamentu. Za chwilę będzie techniczne rozdzielenie funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego, więc do tego czasu wprowadzanie reform nie ma sensu – skuteczny biurokrata sprawdzi się dużo lepiej niż wizjoner.
20 października o godz. 20:42
Szanowna Pani Redaktor,
Ponieważ na kanwie poprzedniego wpisu powstała dyskusja na temat wykształcenia ministra Kwiatkowskiego, a nazwa Pani blogu wskazuje na „bliskość” z naszym Sejmem, pozwolę sobie poruszyć kwestię, która frapuje mnie już od dłuższego czasu. Chodzi mi mianowicie o tajemniczy skądinąd tytuł, którym posługuje się posłanka i niedoszła europosłanka Beata Kempa.
Otóż zarówno na jej własnej stronie, i na stronie sejmowej czytam, że pani Kempa jest magistrem prawa administracji:
http://www.beatakempa.pl/zyciorys/index.htm
http://www.sejm.gov.pl/poslowie/posel6/153.htm
Co więcej pani Kempa pisze na swojej stronce o sobie: „Jestem prawnikiem nie tylko z wykształcenia, ale przede wszystkim z wyboru i zamiłowania.”
Z tego co wiem, tytuł prawnika przysługuje jedynie osobie, która ukończyła Prawo jako kierunek studiów, a nie Administrację.
Być może w czasach, gdy pani Kempa studiowała nazewnictwo było nieco inne na Uniwersytecie Wrocławskim, ale dalej istnieje tam podział na Prawo i Administrację.
http://www.rekrutacja.uni.wroc.pl/?q=/node/18
Uważam więc, że pani Kempa bezprawnie używa tytułu lub nazwy zawodu, który cieszy się większą estymą, a tym samym wprowadza (świadomie) w błąd.
A tyle było swojego czasu dyskusji nad kłamstwem pana Kwaśniewskiego odnośnie jego wykształcenia. A tu proszę, jedna z najbardziej Prawych i Sprawiedliwych ucieka się do sztuczek….
Uprzejmie proszę o zbadanie sprawy i reakcję.
Paweł R
20 października o godz. 22:37
Pawle R
Przeczytałem Pani Beaty biogramy i moim zdaniem wynika z nich iż skończyła administrację. Chyba to zresztą jej kompleks bo w notce o studiach podyplomowych w Opolu pisze znów, że studiowała prawo. Dzięki, że poświęciłeś komentarz tej „Perle Sycowa”. Ona jak nikt inny wywołuje moje żywe emocje. Na jej widok wyłączam telewizor.
Pozdrawiam
Ps. Nie wiem czy zwróciłeś uwagę na motto jej życiorysu -„Nie ma wolności bez aktywności”. To mocne jak wspomnienie zapachu szkolnej sali gimnastycznej
22 października o godz. 15:12
W związku ze skandaliczną sprawą szantażu czy zemsty na rodzicach 6-latków ze strony MEN(są przecież wypowiedzi dla prasy p.Hall, jej szefowej gabinetu politycznego Krajewskiej i rzecznika Żurawskiego) intryguje mnie pytanie dla czego nikt [np.”Polityka”;-)] nie opisal jej i nie skomentowal.Co najwyżej jakies uwagi pólgębkiem;-))))
22 października o godz. 20:35
Rocznik 1951
Jaki szantaż, jaka zemsta? Nic nie wiem. Może byś to – poproszę – krótko objaśnił.
Pozdrawiam
22 października o godz. 21:49
Przecież i Hall i jej szefowa gabinetu Krajewska i jej rzecznik Żurawski wyraźnie powiadali w mediach,że skoro rodzice 6-latków nie chcą ich oddać do 1 klasy w imię nieodbierania dzieciństwa(tak naprawdę faktu,że zerówki , przedszkolne szczególnie, są lepszym środowiskiem rozwoju dla ich dziecka) to będą mieli czego chcą i zerówka, żeby nie odbierać dzieciństwa, nie będzie uczyć czytania i pisania. Jak to nazwać jak nie zemstą lub sznatażem???;-)
22 października o godz. 22:16
Roczniku 1951
A czemu rodzice jeśli sami chcą i ich dzieci się do tego palą nie uczą dzieciarów pisania i czytania w domu? Czy trzeba się oglądać na szkołę. Mojego tatę babcia uczyła w domu czytać i pisać bo była wojna i Niemcy nie pozwalali oficjalnie. Tata po wojnie 3 klasy w szkole zrobił w jeden rok i było ok. Ja natomiast nie chciałem się uczyć czytać i pisać z elementarza Falskiego bo wydawał mi się nudny. Szkoła była bezradna – groźby i prośby nie pomagały – więc chcieli mnie zostawić drugi rok w pierwszej klasie. Na szczęście ciotka pokazała mi plotki o gwiazdach filmowych na ostatniej stronie starej „Kobiety i Życia”. No i trafiła – zainteresowało mnie życie bohemy i w trzy dni opanowałem sztukę czytania. Z pisaniem niestety było gorzej.
Tak więc czy nie lepiej zamiast drzeć koty z biurokratami MEN – u po prostu samemu nauczyć dzieciaki czytania i pisania?
Pozdrawiam serdecznie
22 października o godz. 22:21
Oczywiście pisząc – „Z pisaniem niestety było gorzej.” nie miałem na myśli konstruowania historii i opowiadań tylko mozolne skrobanie stalówką literek by równe były. Cholera, równe jak żołnierzyki na paradzie! Nienawidzę tego.
Pozdrawiam
23 października o godz. 0:26
>Tak więc czy nie lepiej zamiast drzeć koty z biurokratami MEN – u po prostu samemu nauczyć dzieciaki czytania i pisania?<
Ciekawa myśl.Kontynuacja pewnie taka – zamiast drzeć koty z biurokratami z MSWiA od policji sami zlapmy bandytów, zamiast drzeć koty z biurokratami z min.zdrowia i NFZ wyleczmy się z raka sami,…..
Nie sądzi Pani,że przy takim poziomie rozumowania to państwo nie jest nam potrzebne.Tylko czy każdy może sobie sam zastąpić szkolę, policję, szpital…I jaki to ma w cywilizacji XXI wieku sens????;-)
23 października o godz. 12:04
Rozcniku 1951
Nie widzę różnicy między nauką czytania i pisania a nauką pływania, jazdy na rowerze, jedzenia widelcem i nożem, korzystania z mapy, wyrabiania gustu literackiego, zbierania grzybów, łowienia ryb, tłumaczenia antykoncepcji i polityki oraz tysięcy innych rzeczy, których dzieci z przyjemnością i satysfakcją uczymy. Tak więc potwierdzam, że wiele rzeczy możemy robić sami i w tym zakresie państwo nie jest nam do szczęścia potrzebne.
Pozdrawiam
24 października o godz. 12:25
Droga Pani!
Z pozycji redaktorki w ważnym tygodniku mającej swobodę ksztaltowania swojego czasu i odpowiednie zaplecze intelektualne takie myslenie wydaje się naturalne.Naprawdę jednak Pani glos bardzo przypomina wypowiedź Marii Antoniny [wie Pani co się z nią stalo?;-)] :”Lud jest glodny bo nie ma chleba?To czemu nie je ciastek?”
Większość mlodych malżeństw w Polsce pracuje i po to oddaje dziecko do przedszkola/szkoly żeby akurat w tym czasie ich dzieci byly „zaopiekowane i wyedukowane”. Nie każdy też ma odpowiednie zaplecze intelektualne by się edukacją swoich dzieci zajmować i dotyczy to większości(zdecydowanej!) mieszkańców Polski( nie tylko jej zresztą – nawet w UE i USA homeschooling jest pewną ekstrawagancją).
24 października o godz. 16:27
No i jest problem, bo nie wiem do kogo ten komentarz jest adresowany. Treść wskazuje, że do mnie ale nie jestem (niestety) redaktorką w ważnym tygodniku. No ale z drugiej strony jako stary włóczęga (to też ma dobre strony) mam swobodę kształtowania swojego czasu. Ale znowu nie wiem jak jest z moim zapleczem intelektualnym – trudno to samemu ocenić choć w zasadzie mi starcza. Trudno mi w sobie odnaleść również podobieństwo do Marii Antoniny, już raczej do rewolucyjnego hedonizmu Dantona.
Ale mimo w/w niejasności odpowiem – każdy kto umie czytać i pisać jest stanie nauczyć tego dziecko. Choć przyznaję Roczniku1951, że u większości mieszkańców Polski umiejętność czytania i pisania zanika
Pozdrawiam
24 października o godz. 17:05
Owszem „Kartko…”.Nie wiem czemu utożsamilem Cię z gospodynią bloga;-)
Co do meritum – pozostaję przy swoim zdaniu.
24 października o godz. 17:50
Utożsamianie sprawiło mi przyjemność. Ja też pozostaję przy swoim ale dziękuję za miłą i sensowną wymianę argumentów.
Pozdrawiam i udanej niedzieli
26 października o godz. 0:17
Kartko z podróży! Podobnie jak Twój tata paliłam się do czytania w wieku 5 lat (zaczęłam od układania klocków z literkami), a jako 6 latka czytałam już swobodnie i samodzielnie. Pomagała mi trochę mama, wcale nie pedagog, ale początki rachunków też mi przekazała. Gdy kończyłam 7 lat akurat kończyła się wojna, więc do prawdziwej szkoły poszłam jesienią 1945r. jako 8 latka i skierowano mnie od razu do 3 klasy. Podstawową i liceum skończyłam z dobrymi wynikami, trudne, techniczne studia też nieźle. Wśród moich rówieśników wiele osób też zaczynało naukę jako 6 latki, a kończyło jako mgr inżynierowie.
Pozdrawiam
26 października o godz. 13:28
Kartka z podróży pisze:
2009-10-22 o godz. 22:16
„Z pisaniem niestety było gorzej.”
Z mysleniem klopoty do dzisiaj.
26 października o godz. 13:43
Panie Levar
Sądząc ze smętnego komentarza dopiekłem Panu kilka razy do żywego mięsa. Zresztą i bez komentarza o tym wiem. Nie ukrywam, że sprawia mi to satysfakcję. Obiecuję, że nie ustanę w wysiłkach „pieczeniowych”. Tak więc do poczytania i skomentowania Panie Levar.
Pozdrawiam i niecierpliwie czekam na Pańskie złote myśli.