Moc jedynek na listach wyborczych okazała się w tych wyborach ulotna. Według wyliczeń politologa dr. Jarosław Flisa w 2007 r. tylko w 14 przypadkach kandydaci z pierwszych miejsc przegrali na liczbę głosów z kandydatami z dalszych. W tych wyborach takich porażek było aż 32. Cztery lata temu wystawienia na pierwszych miejscach w PO zebrali 41 proc. głosów oddanych na całą partię, a jedynki z PiS 38 proc. Teraz odpowiednio 34 i 30 proc. Ale jedynka, jak wyliczył dr Flis to wciąż gwarancja mandatu. W PO każda ma fotel w Sejmie, a PiS na 41 jedynek przegrał tylko jeden.
Patrząc na wyniki ogólne listy, widać, że w kilku przypadkach ci z dalszych miejsc zbierali więcej głosów niż kandydaci z czołówki. Spektakularne porażki w wewnątrzpartyjnej rywalizacji ponieśli Cezary Grabarczyk w Łodzi i Ireneusz Raś z Krakowa, którzy zdobyli o połowę mniej głosów niż odpowiednio niżej ulokowani Krzysztof Kwiatkowski i Jarosław Gowin. Dlaczego? Na pewno ci, którzy zdecydują, że idą zagłosować, bardziej świadomie stawiają krzyżyk na listach, niż bywało to w poprzednich wyborach. Szukają swoich kandydatów, zamiast bezmyślnie głosować na pierwszego z listy. Przykładem Grzegorz Woźniak (PiS), sejmowy debiutant. W okręgu siedleckim, startując pierwszy raz do parlamentu, z 10 miejsca zdobył piątą lokatę na liście (8.550 głosów). Pobił na głowę kandydatkę o tym samym nazwisku ulokowaną o dwa miejsca wyżej. Mało kto dawał mu szansę na mandat. Na pewno zaprocentowało to, że jest rozpoznawalny w swoim okręgu. Zaangażowany samorządowiec od 1998 r. W poprzedniej kadencji sprawdził się jako starosta Powiatu Garwolińskiego. To żywy dowód na to, że wyborcy stawiają też na tych, których znają nie tylko ze szklanego ekranu, ale ze swojego, bliskiego otoczenia. Chcą wynagrodzić tych, którzy sprawdzili się najbliżej i wysłać o szczebel wyżej, bo wierzą, że z perspektywy parlamentarnej jeszcze bardziej zadbają o ich interesy. Partie powinny dobrze przeanalizować to, kto z którego miejsca ile zebrał głosów. Powinny docenić nasze coraz bardziej świadome wybory i wyciągać wnioski zanim zabiorą się za następne wyborcze układanki.
20.10.2011
czwartek
Świadome wybory
20 października 2011, czwartek,
21 października o godz. 9:52
To ciekawe obserwacje. I optymistyczne, bo wskazują, że nie jesteśmy bezmyślną maszynką do głosowania. Pozdrawiam
22 października o godz. 17:22
Wrato przy okazji zwrocic uwage na fakt iz glosujac na jedynke wiele osob robi to z przekonania naprawde chcac widziec wybranego kandydata/tke w parlamencie. Swoja droga byloby ciekawie zobaczyc analize ilu wyborcow glosuje swiadomie na kandydatow a ilu tylko na liste.
23 października o godz. 13:48
To oczywiste, że jeśli wśród kandydatów „naszej” partii kogoś znamy i lubimy, to przy nim (niej) stawiamy krzyżyk. Nie zmienia to jednak faktu, że reprezentacje partyjne w Sejmie są maszynkami do głosowania, a bycie trybikiem w maszynce to nagroda za „dobre zachowanie”. Osobiście darzę sympatią wyłącznie buntowników, a takich na listach nie ma. Głosuję więc na jedynkę partii, która według mnie jest relatywnie najmniej kompromitująca dla mojej Ojczyzny (dziś to PO). A kto jest tą jedynką, a jeszcze bardziej kto pod nią, nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Dzięki temu nie przeżywam „zdrad” takiego czy innego najemnika zwanego politykiem.