Premier uprzedził, że jeśli chodzi o wybór szefa klubu PO, to można spodziewać się bardzo demokratycznych i być może zaskakujących rozstrzygnięć. „I to nawet w takim stopniu, że czasami sam drapałem się po głowie, jak to możliwe.” – dodał Tusk. Nawiązał tym do wyborów szefa klubu sprzed pięciu lat i pewnie teraz główkuje, jak nie popełnić tego samego błędu.
Na giełdzie kandydatów na dziesiątego w historii PO szefa klubu pada 12 nazwisk (obecnego rzecznika rządu Pawła Grasia, Waldy Dzikowskiego, szefa klubu w mijającej kadencji Tomasza Tomczykiewicza, Sławomira Nowaka, Sławomira Rybickiego, Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, Bogdana Zdrojewskiego, obecnego ministra sprawiedliwości Krzysztofa Kwiatkowskiego. Premier miał też wymienić w tym kontekście Bartosza Arłukowicza, Joannę Muchę, Jarosława Gowina i Rafała Grupińskiego). Reprezentują różne partyjne nurty (np. Kidawa- Błońska i Gowin), niektórzy mocno ze sobą rywalizują (Grupiński z Dzikowskim). Donald Tusk na pewno ma w głowie swoją rekomendację, którą przedstawi na ostatniej prostej. Dzisiejszy przekaz o wielu kandydatach ma sprawiać wrażenie, że bierze wszystkich pod uwagę.
W klubowym regulaminie zapisano, że „przewodniczący Klubu wybierany jest na wniosek Przewodniczącego Platformy Obywatelskiej lub 1/3 członków Klubu Parlamentarnego.” Donald Tusk mając w pamięci wybory szefa klubu sprzed 5 lat chce zadbać o to, by jego rekomendacja była jedyną. Nie chce żadnej klubowej próby sił. Wtedy jego wskazanie na Zbigniewa Chlebowskiego przegrało z wnioskiem z sali, by szefem został Bogdan Zdrojewski. Chlebowski tak wspominał te wybory „O 14.00 z Donaldem zamknęliśmy się w pokoju w Sejmie ze Schetyną, Nowakiem, Komorowskim i Drzewieckim, a w tym czasie Zdrojewski biegał i zbierał podpisy pod swoją kandydaturą” Spotkanie skończyło się na godzinę przed posiedzeniem klubu, na którym miał być wybrany nowy przewodniczący. Nikt za zamkniętymi drzwiami nie przypuszczał, że Chlebowski będzie miał kontrkandydata. „To było dla nas wielkie zaskoczenie, gdybyśmy wiedzieli, to zamiast siedzieć w zamknięciu w pokoju, rozmawialibyśmy z ludźmi. Bogdan Zdrojewski miał czas obiecać miejsca w prezydium, ja nie” –wspominał Chlebowski. Przegrał dwunastoma głosami. „To się stało bez namaszczenia władz” – komentował wtedy wyniki zaskoczony Donald Tusk.
W kończącej się kadencji Tusk dopiął swego i wprowadził Chlebowskiego do gabinetu szefa klubu. Po ujawnieniu nagrań Zbycha z Rychem na krótki czas posłom szefował Grzegorz Schetyna. Gdy ten przesiadł się do marszałkowskiego fotela, Tusk na szefa klubu namaścił Tomasza Tomczykiewicza. Wspólne dla Chlebowskiego i Tomczykiewicza były lojalność wobec szefa partii i brak Tuskowej charyzmy. Pewnie dlatego obaj w partyjnej hierarchii zaszli tak wysoko. Na pewno nowy szef klubu parlamentarnego będzie w tym do nich podobny.
4 listopada o godz. 15:50
A pani Anna jak by chciała? Żeby klubem parlamentarnym PO kierował ktoś demokratycznie wybrany o charyzmie ponad tuskowej? O święta naiwności! Kiedyś mój przyjaciel przy wódce mi się żalił: dlaczego wśród mojego personelu nie ma mi równych? Odpowiedziałem mu: dziękuj Bogu, że jesteś wśród nich najmądrzejszy, bo inaczej nie byłbyś szefem.
Czego Pani chce? Żeby Tusk ze świetnego politycznego gracza-luzaka, wesołego podwórkowego futbolisty, przeistoczył się w bezbarwnego „demokratycznego pragmatyka”? Jakiegoś smutasa „z zasadami”? Całe szczęście dla Polski, że mamy za premiera wesołego chłopca z jajami, jaki wie, że polityka to cyniczna gra, w której On ma – na nasze szczęście – coś dobrego nie tylko dla siebie zrobić.
4 listopada o godz. 15:57
Errata: w ostatnim zdaniu po słowach „On ma” należy dodać: „ochotę”. To jest ważne słowo. Zwłaszcza dla nas, Polaków, w kontekście Wyspiańskiego (żeby „chciało się chcieć”!). Pozdrawiam Panią, imienniczkę mojej córki – ANNA to najpiękniejsze imię.
5 listopada o godz. 19:42
Taki właśnie powinien być szef klubu parlamentarnego partii: lojalny i bez charyzmy. W krajach anglosaskich nazywany jest „whip”, czyli bat. Ma być batem na klubową hałastrę i tym się zajmować (tzn. poskramianiem ambicji jednych posłów, stymulowaniem bezczynnych do brania udziału w glosowaniach oraz instruowaniem pozostałym, co do przeznaczenia guzików na pulpicie. Oraz innymi sprawami, ale nie powinien zaprzątać sobie głowy prywatnymi planami politycznymi).
Skoro jednak ma też pełnić funkcję de facto rzecznika klubu (partii?), to pewnie jakąś tam charyzmę będzie miał/a, a gdy woda sodowa mu/jej do głowy uderzy (w efekcie wszechobecności w mediach), to i z lojalnością może być różnie.
7 listopada o godz. 13:53
Społeczeństwu, które płaci za istnienie takich polityków zależy na minimum rzeczowej wiedzy na temat w jaki sposób ich reprezentanci zamierzają działać na rzecz kraju, na rzecz wspólnego dobra, a nie tylko obserwować przepychanki w walce o stołki pod okiem wielkiego wodza, który marzy o władzy. Okres wyborczy jest doskonałym czasem do dokonania analizy, wspólnie ze społeczeństwem, które nie składa się z samych kałmuków.
Jak jeden z komentatorów zauważył Tusk miał odwagę jeździć i rozmawiać z ludźmi, co często nie było miłe, bo w Polsce nie panuje jeszcze powszechny dobrobyt.
A jednak nie zaszkodziło mu to, jak widać, kazdy obywatel miał przyjemność, że Premier usłyszał to i owo, co może bardziej sprowadzi go na ziemię i nakaże myśleć o realiach a nie tylko o wielkiej polityce. Byli ludzie którzy chcieli się poskarżyć na swoje krzywdy. Byli też niemądrzy zadymiarze. Sami z siebie. A efekkt propagandowy – w moich oczach był niezły, bo nie była to aranzowana wazelina, tylko gorzka prawda, z którą trzeba się zmierzyć.
Niepojęte jest dla mnie, że tak światli europosłowie, co to w Brukseli mają świetną kasę i widzą to co nad Wisłą zupełnie z innej perspektywy nie wyszli sami z PIS-u, bez całej tej medialnej otoczki. Jak są tacy dobrzy i tak wszystko dobrze wiedzą, to bardziej eleganckie byłoby wyjście z partii z honorem i zakładanie własnych struktur, niż cyniczne powtarzanie o jedności partii. To co robią i jak to robią (ogromny cynizm i te ich pewne siebie uśmieszki) to jest wielka szkoda dla prawicy w Polsce. My tu prości wyborcy nie wiemy też wiele o zakulisowych żądaniach tych europosłów, a szkoda, bo to pomogłoby zrozumieć decyzję Prezesa. Człowiek szybko przyzwyczaja się do dobrej pensji i ciepłej posadki w Brukseli.