Poseł Maciej Małecki (PiS) zarzuca ministrom, że za późno i byle jak odpowiadają na poselskie interpelacje. Oczywiście napisał w tej sprawie interpelację! Przez prawie pół roku tej kadencji posłowie wysłali do rządu 3874 interpelacji. O prawie półtora tysiąca więcej niż w analogicznym okresie w poprzednim Sejmie. Najbardziej zasłużona dla tej sejmowej statystyki jest Anna Sobecka (PiS), która napisała ich aż 168 (od zaprzysiężenia Sejmu minęło 157 dni!).
Poseł Małecki najbardziej jest niezadowolony ze zdawkowych odpowiedzi ministra skarbu. Przyznaje, że najbardziej precyzyjny i szczodry w udzielaniu informacji jest z kolei szef resortu ochrony środowiska.
Interpelacje to jeden ze środków, jakimi dysponują parlamentarzyści, by kontrolować rząd, ale regulamin Sejmu precyzuje, że poseł ma prawo z nimi występować tylko w sprawach o „zasadniczym charakterze”. To termin dość pojemny i różnie rozumiany przez naszych wybrańców. Pytają między innymi o refundację leków hormonalnych, religię w szkole, drogi i obwodnice, przepełnione więzienia, ceny jaj i połączenia do Hanoi. Jest też wiele pytań, szczególnie od posłów opozycji rozliczających rząd z obietnic redukcji zatrudnienia w resortach. Jeśli posłowie będą pisać tak wiele interpelacji, to z redukcji nici, bo ministerstwach trzeba będzie zatrudniać dodatkowe osoby do odpisywania na poselskie pytania. Racje ma Małecki, że rząd nie wyrabia się w terminach i wiele odpowiedzi wpływa do poselskich skrzynek po przekroczeniu konstytucyjnego terminu 21 dni. Posłowie Platformy mają niepisane przykazanie, by za dużo interpelacji nie pisali i ministrom swojego rządu zaoszczędzili pracy. Opozycja nie ma zamiaru iść na rękę nie swojemu rządowi i ich interpelacyjna płodność z kadencji na kadencję wzrasta.
15 kwietnia o godz. 10:00
Maciej Małecki musi coś robić, żeby zaznaczyć swoja obecność, bo na czym on się zna?