Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Polityka z Wiejskiej - Polityczno-sejmowy blog Anny Dąbrowskiej Polityka z Wiejskiej - Polityczno-sejmowy blog Anny Dąbrowskiej Polityka z Wiejskiej - Polityczno-sejmowy blog Anny Dąbrowskiej

6.11.2013
środa

Sejm żyje sześciolatkami

6 listopada 2013, środa,

Poseł PiS Robert Telus przygotował dziś dezyderat, w którym „apeluje do Ministra Edukacji Narodowej o zmianę stanowiska w sprawie przymusowego posyłania 6-latków do szkoły”. W czwartek dezyderatem zajmie się sejmowa komisja do spraw kontroli państwowej. Jeśli zabraknie choćby jednego posła PO, który zasiada w tej komisji, to dezyderat zostanie uchwalony. To na pewno rozsierdzi premiera, który ma jeszcze przed sobą piątkową batalię związaną z obywatelskim wnioskiem o referendum w sprawie obowiązku szkolnego dla 6-latków. Wiadomo, że kluby PiS, Twój Ruch, SLD i Solidarna Polska podniosą rękę za referendum, a ludowcy się wahają. Wystarczy, że dwóch z nich zagłosuje razem z opozycją i trzeba będzie zorganizować referendum.

Dziś aż dwie sejmowe komisje (do spraw kontroli państwowej, oraz komisja edukacji, nauki i młodzieży) debatowały nad tym, czy sześciolatki powinny iść wcześniej do szkoły. Komisja do spraw kontroli państwowej rozpatrywała informację NIK o tym, czy szkoły są gotowe na to wyzwanie. Dyrektor departamentu oświaty NIK mówił posłom, że to co jego kontrolerzy zastali w 32 placówkach nie budzi jakiegoś szczególnego niepokoju. Okazuje się, że nauczyciele mają wystarczająco wysokie kwalifikacje, aby zająć się sześciolatkami w szkołach, że jest wystarczająca liczba miejsc (jeden rocznik to ok. 350 tys. sześciolatków), a jedynym problemem w kilku kontrolowanych placówkach były nie do końca przygotowane pomieszczenia szkolne. – Chodzi na przykład o meble, które nie były dostosowane do wzrostu dzieci w tym wieku – mówił posłom dyrektor z NIK. Dodał, że najpoważniejszym problemem w tym całym zamieszaniu z sześciolatkami nie jest infrastruktura czy gotowość dzieci, ale działania MEN, które nie były wystarczające, aby poinformować rodziców i przekonać ich do tego, by posłali dzieci wcześniej do szkoły.

Minister Edukacji Narodowej w oficjalnej informacji dla posłów na ten temat uznała swoje działania za skuteczne. Ja w kwestii skuteczności tych działań raczej wierzę NIK. Sprawa jest tym bardziej kontrowersyjna, że kampania informacyjna MEN okazała się  bardzo kosztowana. W telewizji i w radiu przez ostatni rok wyemitowano aż cztery rodzaje spotów. Przedstawiciel ministerstwa ujawnił dziś na posiedzeniu komisji, że łączne koszty produkcji i emisji ostatniego z nich ( w którym rodzice mówią o tym, że warto posłać sześciolatki do szkoły) kosztowała 4 mln. 143 tys. 691 zł. To sporo, biorąc pod uwagę, że kampania ta nie przyniosła oczekiwanych efektów. Wciąż większość Polaków uważa, że dzieci powinny przekraczać szkolne progi dopiero po skończeniu siódmego roku życia.

W Sejmie mówi się, że jeśli w piątkowych głosowaniach referendum jednak przejdzie, to ze stanowiskiem pożegna się Krystyna Szumilas. Premier już dawno zarzucał jej, że nie umie przekonać opinii publicznej do tego, że warto posłać sześciolatki do szkoły. Politycy opozycji dobrze wyczuwają ten społeczny klimat i dlatego podniosą rękę za tym absurdalnym referendum.

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 14

Dodaj komentarz »
  1. Oby referendum było. To jedyny przejaw Demokracji. A w materii pieniędzy… ktoś je wziął 😉

  2. Piekny kraj. Mozna zebrac i 37 milionow podpisow a i tak w imie prawdziwej demokracji Sejm oraz paru dziennikarzy bedzie decydowac, czy narod ma racje i moze jednak sie wypowiedziec.

  3. chłopaki i dziewczyny od Tuska, z Wiejskiej i dworu hrabiego nudzą się wiec wspólnie i w porozumieniu wymyślają zadymy, byśmy nie wiedzieli jakie przewały nam szykują

  4. Reklama
    Polityka_blog_komentarze_rec_mobile
    Polityka_blog_komentarze_rec_desktop
  5. szkoda, że sprawa się polityczna zrobiła, ale tak musiało być w zasadzie niestety – zbyt wielu rodziców się zaangażowało w sprawę…

    szkoda, że nikt z Państwa (dziennikarzy) ostatnio nie zwraca uwagi na to, że ten milion rodziców zainteresowanych losem dzieciaków to nie są żadne „betonowe berety” będące żelaznym elektoratem partii X – to do tego miliona ludzi się partyjki podczepiają i w jakiś sposób starają się zawłaszczyć ich pracę i coś ugrać…

    a sprawa jest kosmicznie ważna i tylko dzięki nieudolności rządu mamy to co mamy, bo takie reformy to się najpierw konsultuje, potem przygotowuje, a na końcu wprowadza…

  6. Referendum, jeśli zostanie przegłosowane, będzie nieważne. Frekwencja będzie w okolicach 15-20 %. O tym, czy dziecko ma iść do szkoły, czy nie powinni oczywiście decydować rodzice nie państwo. A w tym projekcie referendum absurdalne są kolejne pytania, poza pierwszym.

  7. Nie sądzi Pani, że ‚rozsierdzony premir’ ‚na pewnio’ jest przystojny?

  8. Zawsze znajdą się jakieś nawiedzone wariaty, co będą parły pod prąd.
    Tylko patrzeć jak stanie transplantologia, bo już jakiś wariat – ciekawe przez kogo inspirowany? – twierdzi, ze zabija się ludzi, by wyrywać im wątroby itp.

  9. No i super, niech wreszcie ludzie mają coś do powiedzenia na własny temat!

  10. To referendum to jakies nieporozumienie. Pytania referendalne są nielogiczne i niezwiązane ze sobą.

    Równie dobrze możnaby zebrać milion podpisów podreferendum w sprawie zaprzestania katechizacji dzieci w szkołach publicznych – co byłoby zxnacznie lepszym pomysłem – także ze względów finansowych, bo z etaty katechetów płacą samorządy czyli podatnicy.

  11. Tekst ciekawy. Tylko komentarze niemądre.

  12. Nie ważny wiek, tylko jakość kształcenia.
    Wszystkie te tzw „reformy” prawicowych oszołomów prowadziły do coraz większej degrengolady edukacji. Niech idą do szkoły w wieku 3 lat i mają poi 20 godzin „religii” – wtedy będzie OK.

  13. Pisząc ten komentarz jest już wiadomo, że referendum się nie odbędzie, a kilka osób będzie miało z tego powodu problemy. Nie będę pisał o tych osobach, ponieważ od spraw personalnych jest Dział Kadr, a mnie chodzi o sedno całej sprawy, czyli: kiedy dziecko do szkoły winno iść?
    Według mnie nie powinna tego określać granica wieku, a tylko i wyłącznie gotowość intelektualna kandydata na ucznia szkoły. Ja znalazłem się w szkole mając 7 lat i uważam, że zrobiono mi krzywdę, bo ja się jeszcze nie nadawałem i to zaraz wyszło. Najzwyczajniej w świcie nie dawałem rady i niektórzy już mnie chcieli wysyłać do szkoły specjalnej, ale jakoś w trzeciej klasie dogoniłem rówieśników, w piątej, szóstej itd. przegoniłem większość niczym polska kiełbasa ich kiełbasę. W przedszkolu miałem koleżankę (trzeba trafu, był córką mojej przyszłej wychowawczyni szkolnej, która widziała mnie w szkole dla INNYCH), która czytała nam bajki i umiała całą tabliczkę mnożenia (mnie wówczas tabliczka kojarzyła się wyłącznie z czekoladą). Ta dziewczynka poszła do szkoły o dwa lata z późno, dlatego w pierwszych dwóch klasach potwornie się nudziła i przespała moment, w którym powinna się włączyć do powszechnego programu nauczania. Gdy ja stawałem się jednym z lepszych uczniów, on siadła w oślej ławie.
    Wiem, wiem, zaraz mi ktoś zrzuci, że w ten sposób dzieci z rodzin gorszych (dawniej robotniczo-chłopskich) będą się z reguły stawiać do szkoły później i edukacja zamiast wyrównywać szanse wszystkich obywateli, będzie je na starcie utrwalać. Ja się z takimi argumentami nie zgadzam i jeśli ktoś chce wiedzieć dlaczego, to ja się postaram w komentarzach podać moje argumenty.
    Pozdro.

  14. @ Śleper 8 listopada o godz. 13:22

    przecież oni, Tusk z ferajną i swoimi mediami to wiedzą.
    Oni nas po prostu nie lubią i mają przyjemność w tym by robić zwykłym Polakom nazłość

  15. Mam wrażenie, że największy problem z 6 latkami mają nie rodzice pociech a polityce, którzy są bezdzietni:/

css.php