Ministerstwo Sprawiedliwości po raz kolejny dowiodło, że jest ostoją konserwatywnego skrzydła Platformy Obywatelskiej. W ostatni czwartek na posiedzeniu Sejmu wiceminister Jerzy Kozdroń skrytykował projekt SLD rozszerzający karalność za przestępstwa z nienawiści wobec osób homoseksualnych: – Projekt jest niedoskonały, tak delikatnie to nazwijmy. Wydaje się posłom, że jak napłodzimy tych przepisów, to sytuacja się poprawi. Nie poprawi się. Beata Kempa dopytywała wygłaszającego te słowa wiceministra sprawiedliwości, czy reprezentuje stanowisko całego rządu. – Stanowiska rządu nie ma, ale wyraziłem pogląd w imieniu ministerstwa – odpowiedział. Klub PiS i ziobryści wnioskowali o odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu.
Projekt ma rozszerzyć zakres kodeksowego przepisu o tym, że „kto publicznie znieważa grupę ludności albo poszczególną osobę z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, wyznaniowej albo z powodu jej bezwyznaniowości lub z takich powodów narusza nietykalność cielesną innej osoby, podlega karze pozbawienia wolności do trzech lat”. SLD do wymienionych w tym przepisie powodów znieważeń chce dodać: płeć, tożsamość płciową, wiek, niepełnosprawność, orientację seksualną. Wymiar kar, które groziłyby za tego typu przestępstwa, nie uległby zmianie w porównaniu z aktualnymi zapisami kodeksowymi.
Wniosek PiS o odrzucenie projektu, które – na co wszystko wskazuje – popiera minister sprawiedliwości, najprawdopodobniej upadnie i projekt SLD będzie rozpatrywany razem z innymi dwoma podobnymi: PO i Twojego Ruchu. W Sejmie prace nad nimi trwają już od… dwóch lat. Na posiedzeniu podkomisji (która – jak widać – długo i ciężko nad nimi pracuje) przedstawiciel ministerstwa sprawiedliwości, sędzia Marcin Kowal z departamentu prawa karnego Ministerstwa Sprawiedliwości, mówił, że dopisywanie kolejnych powodów ewentualnych znieważeń budzi pytania o kryteria dokonanego wyboru. Przeciwnicy projektów dopytują z ironią, dlaczego nie rozszerzyć katalogu o niedyskryminację osób: otyłych, bezdomnych czy nosicieli wirusa HIV. Nie chcą widzieć całego kontekstu społecznego (dowodem awantury o tęczę przy placu Zbawiciela), z którego płynie potrzeba lepszej ochrony osób homoseksualnych niż otyłych czy bezdomnych.
Poszerzenie tego katalogu nic nie kosztuje, a może sprawić, że osoby homoseksualne poczują się odrobinę bezpieczniej i lepiej w swoim kraju. Przypomnijmy, że rząd nie dał im ustawy o związkach partnerskich. To nie pierwszy raz, kiedy ludzie z Ministerstwa Sprawiedliwości okazali się bardziej konserwatywni niż reszta PO. Pamiętamy, jak Jarosław Gowin skrytykował wszystkie projekty ustaw o związkach partnerskich (tuż przed głosowaniami), twierdząc, że są niekonstytucyjne. Od tej wypowiedzi, wygłoszonej w imieniu całego rządu, odciął się publicznie z mównicy sejmowej premier. Później wiceminister sprawiedliwości Michał Królikowski, autor wywiadu rzeki z abp. Hoserem, dał się poznać jako przeciwnik gender. Resort sprawiedliwości poróżnił się też z minister ds. równego traktowania, rekomendując odrzucenie konwencji dotyczącej zapobiegania przemocy wobec kobiet.
Fala krytyki, która w Sejmie wylała się na projekty dotyczące przestępstw z nienawiści wobec osób homoseksualnych, jest kolejną próbą zaznaczenia obecności konserwatystów w Platformie. Coraz głośniej słychać, że Tusk szuka pretekstu, żeby pozbyć się z rządu Marka Biernackiego. To konserwatysta, cieszący się bardzo dużym autorytetem w szeregach PO, który będzie torpedował wszelkie plany zaproszenia do koalicji SLD przy następnym rozdaniu parlamentarnym. Jednak nawet tak wielki opór ministra wobec omawianej wyżej ustawy to chyba za mało, by wytłumaczyć jego ewentualną dymisję.
9 czerwca o godz. 13:53
Pani Redaktor ,,litościwie” pominęła działalność pana Królikowskiego, który działając w imię swoich maniackich mniemań zaostrzał ustawę antyaborcyjną drogą pozaustawową. Ale katolikom wolno więcej niż innym…
To są lata ,,niedbałości” resortu sprawiedliwości – bagatelizowania napaści na tle rasistowskim czy homofobicznym, udawania, że bandyterka stadionowa to tylko ,,młodzież motywowana patriotycznie”, udawania, że klechy nie łamią ciszy wyborczej, pobłażliwość dla wszelkiej maści dewiantów w sutannach czy zwykłych przestępców (byle czarnosukienkowych), ,,opaczne” interpretowanie par. 62.
Cała lista, a wynika ona z faktu, że włodarze tego ministerstwa czarni czy czerwoni zwykle defilowali na czworakach na pasku czarnosukienkowej mafii pokazuje, że zapisana w Konstytucji NEUTRALNOŚC światopoglądowa państwo istnieje – byle była to neutralność katolicka…
9 czerwca o godz. 13:58
To koniunkturalista Tusk, wszystkie tzw. drażliwe stanowiska obsadza katotalibami.
A sam udaje głupiego.
9 czerwca o godz. 14:13
Tusk tez jest konserwatysta, jedynie nieco bardziej liberalnym od tych wszystkich moherowych blatow czy oblatow. Wielokrotnie dawal temu wyraz, deklarujac niechec do rzekomej „rewolucji” obyczajowej. Zdaje sie ze definiuje ja jako przyznanie homoseksualistom tych samych praw, ktore maja heterycy. Pogarda – to jest to, na co zasluguje ten czlowiek, ktorego horyzonty wystarczalaby maksymalnie do objecia stanowiska burmistrza jakiegos malego miasteczka na wschodzie. To zenujace, ze ludzie nieustannie przedluzaja mu kredyt zaufania.
9 czerwca o godz. 15:03
Przypomnijmy kim jest nasz pan premier.
Palił marihuanę i nie sądzę żeby to było ,,kilkakrotnie w sytuacji towarzyskiej”, raczej sporo skoro uznał za stosowne dokonać po latach coming outu zanim jakiś kumpel z konspiry go sprzeda mediom. Obecnie sam w pocie czoła wsadza palaczy do więzień w imię nabicia statystyk. Nawet zmiana par. 62 – wprowadzenie zapisu o odstąpieniu od ścigania ,,niewielkich ilości” jest tylko piarową reakcją na Palikota bo praktyka pozostaje niezmienna (umorzenia stanowią zaledwie promil). Skandalem jest niezdefiniowanie ,,niewielkiej ilości” ale wiadomo: dla dzieci pięknych i bogatych to 2kg to niewielka ilość na własny użytek być może…
Pan Tusk w ramach kampanii wyborczej, w której miał się zmierzyć z klerykalnym szmaciakiem wziął ślub kościelny w trybie wyborczym po dwudziestu latach nierejestrowanego kościelnie pożycia, mając już dorosłe dzieci. Oczywiście określanie jego związku przez czarnosukienkowych mianem ,,pożycia na kocią łapę/kartę rowerową” łaskawie puścił w niepamięć? Po prostu przejął katolickie pojmowanie szacunku? I zaczął od nieokazywania go samemu sobie?
Nie dziwmy się więc, że człowiek za takim ,,kręgosłupem” zwyczajnie szmaci się przed klechami, nie ma odwagi odegnać tych pasożytów od budżetu państwa i pociągnąć do odpowiedzialności wspólników kleru w wyłudzaniu państwowego mienia. Ciągle wierzy w ogłupiającą moc czarnosukienkowych mówców?
PO to w zasadzie bardziej prokorporacyjna wersja ZCHNu – w końcu sejmowa ekstrema katolicka z lat 90tych – czyli Niesiołowski w PO jest w zasadzie liberałem na tle innych bardziej pobożnych. Cały problem PO bierze się z tego, że ile by czarnosukienkowym nie dali to Kaczyński da więcej.
9 czerwca o godz. 15:20
„[…] który będzie torpedował wszelkie plany zaproszenia do koalicji SLD przy następnym rozdaniu parlamentarnym.”
A to ci ciekawostka. To już ustalone że następne wybory wygra PO?
9 czerwca o godz. 15:48
Zakazać mówienia wszystkiego o wszystkich!
Bardziej serio: tej groteskowej politycznej poprawności (w tym politycznej poprawności „Polityki”) powinni przeciwstawić się ci, dla których zdrowy rozsądek, nie mówiąc już o wolności słowa, jeszcze coś znaczy. Ta poprawność nier ma nic wspólnego z przyzwoitością i dobrym wychowaniem – autorzy tych inicjatyw są ostatnim środowiskiem, które w zakresie owych ludzkich spraw miałoby cokolwiek do powiedzenia. Zaś „Polityka”, cóż…
Naturalnie popieram negatywną reakcję Ministerstwa Sprawiedliwości i posłów.
9 czerwca o godz. 15:55
@ stern
9 czerwca o godz. 15:48
Zakazać? W tym kraju to KATOLICY bezustannie usiłują kneblować swoich krytyków używając paragrafu o obrazie uczuć religijnych. Ateiści czy osoby LGBT sa pozbawieni takiej co jest naruszeniem konstytucyjnej zasady równości wobec prawa.
9 czerwca o godz. 18:34
Działania maskujące.Nie ma ,jak dotąd,światowego indeksu homofobii,upodlenia kobiet oraz sprzyjania klerykalizmowi.Jest indeks postrzegania korupcji.Polska nie wypada w nim najgorzej .Lepiej niż np Czechy wojujace z korupcją na serio i konsekwentnie.Jednak podwyższa to postrzeganie korupcji przez obywateli Republiki Czeskiej.A u nas ,zamiast,jest permanentny medialny jazgot w w/w sprawach obyczajowych i wyznaniowych.Sprawnie przykrywajacy ogrom korupcji wszelkiej maści.Klerykalizm i serwilizm klasy politycznej jest bezsporny,eufemistycznie zwany konserwatyzmem,lecz korupcja niszczy Kraj równie dotkliwie.
9 czerwca o godz. 19:37
Brawo do Polski polityków!!! …ja i moi liczni znajomi odetchnęliśmy z ulgą…Całe szczęście , ze Polska nie płynie razem z falą Europejskiej religii zwanej POPRAWNOŚCIĄ POLITYCZNĄ, w której tabernakulum znajduje się świętość zwana MNIEJSZOŚCIĄ.
9 czerwca o godz. 23:10
@ podkowa
Nie denerwuj się. Sauronowi pomyliły się portale – zwykle czyta wpolityce.
10 czerwca o godz. 11:00
Od konserwatyzmu do neofaszyzmu ile mamy długości bezczelności.
10 czerwca o godz. 17:03
„Coraz głośniej słychać, że Tusk szuka pretekstu, żeby pozbyć się z rządu Marka Biernackiego”.
Hehe, bo jak wiadomo, to nie premier mianuje ministrów, tylko krasnoludki. A może Biernacki dodał Tuskowi do drinka pigułkę gwałtu i podsunął swoją nominację do podpisu?
Szanowna Autorko, trzeba być ślepym i głuchym, żeby nie zauważyć, iż przed wyborami w 2011 roku Tusk sprzedał Ministerstwo Sprawiedliwości funkcjonariuszom Opus Dei w zamian za korzyści, których możemy się tylko domyślać. Każdy, kto nadal deklaruje poparcie dla Platformy (a w szczególności głosował na nią w ostatnich wyborach do PE), świadomie popiera takiego premiera i takie ministerstwo. Wyniki eurowyborów były dla Tuska sygnałem, że jego wyborcy popierają to, co robi.
Jeśli ktoś twierdzi, że popiera prawa gejów, prawo do aborcji czy rozdział Kościoła a od państwa, a równocześnie głosuje na PO, jest zwykłym kretynem. Nie wiem, na kogo Pani oddała głos, ale wielu Pani redakcyjnych kolegów deklarowało poparcie dla PO. Proszę więc do nich zgłaszać swoje pretensje, nie do ministra Biernackiego.
10 czerwca o godz. 17:22
Ja akurat zdecydowanie nie jestem konserwatystą – określam się czasem trochę żartem jako zgniły liberał (gnije ten liberalizm, ale jaki wydziela zapach!), a mówiąc trochę bardziej poważnie, chyba dobrze pasuje do mnie anglojęzyczne określenie „civil libertarian” (jest w ogóle taki gatunek zwierza znany w polskiej „faunie” politycznej?). Będąc więc „civil libertarian” nie mam nic przeciwko postulatom np. uchwalenia ustawy o tzw. związkach partnerskich, które mogłyby zawierać ze sobą osoby zarówno tej samej płci, jak i płci odmiennych, a nawet – niech będzie – przyznania parom jednopłciowym prawa do zawierania pełnoprawnych małżeństw (chodzi oczywiście, o małżeństwa cywilne, nie kościelne – jasne jest chyba, że nie można zmuszać związków wyznaniowych do udzielania ślubu tym parom, które w świetle doktryny danego związku nie mogą być małżeństwami).
Jednocześnie jednak – właśnie jako „civil libertarian” – uważam, że wiceminister sprawiedliwości Jerzy Kozdroń miał rację krytykując na posiedzeniu Sejmu przedstawiony przez SLD projekt rozszerzenia katalogu grup, podlegających ochronie przed tzw. mową nienawiści na grupy wyróżniające się takimi cechami, jak wiek, płeć, tożsamość płciowa, niepełnosprawność czy orientacja seksualna. Przekonanie, że jeśli zakaże się obraźliwego czy nienawistnego wyrażania się o jakiejś grupie, to zredukuje się tym samym negatywne postawy wobec członków takiej grupy i poprawi ich społeczną sytuację – np. zmniejszy się liczbę aktów dyskryminacji czy przemocy wobec nich – jest bowiem błędne i nie mające realnych podstaw.
Prawda jest taka, że nie da się stwierdzić jakiejkolwiek korelacji między zakazywaniem „mowy nienawiści” (i karaniem za taką „mowę), a skutecznym zapobieganiem czynom bezpośrednio krzywdzącym konkretne osoby z powodu takich ich cech, jak przynależność narodowościowa, etniczna, rasowa, wyznaniowa czy orientacja seksualna (a występowanie korelacji między jakimiś dwoma zjawiskami nie dowodzi przecież per se, że jedno z nich jest przyczyną drugiego). Raczej, korelacja między tymi zjawiskami jest z grubsza rzecz biorąc wzajemnie odwrotna.
Światło rzuca na to choćby artykuł z ostatniego tygodnika „Forum” na temat antysemityzmu we Francji. W artykule tym („Nasze ulice, wasze kamienice” str. 26) opisane są odrażające przypadki motywowanej antysemicką nienawiścią przemocy wobec francuskich Żydów. Mowa jest o tym, że „nad Sekwaną notuje się najwięcej antysemickich incydentów na świecie” (no – nie wiem, czy akurat najwięcej – antysemityzm np. w krajach arabskich jest bez wątpienia dużo gorszy, niż antysemityzm we Francji, ale bez wątpienia takich incydentów zdarza się tam dużo). W kontekście owej antysemickiej nienawiści i przemocy we Francji warto przypomnieć, że Francja jest krajem zaciekle tępiącym „mowę nienawiści” – nie tylko zresztą tą wymierzoną przeciwko Żydom. Kary dla autorów antysemickich i innych „nienawistnych” wypowiedzi nie powodują jednak – jak widać – tego, że antysemityzmu i antysemickiej przemocy we Francji nie ma – podobnie, jak nie skutkują one brakiem nienawiści i przemocy wobec członków innych grup – np. osób o pochodzeniu północnoafrykańskim. Ani tym, że przemoc taka jest czymś zdarzającym się wyjątkowo.
Francja nie jest jedynym krajem, w którym da się zaobserwować pozytywną korelację między prawnym tępieniem „mowy nienawiści” a wzrostem liczby przestępstw motywowanych nienawiścią o podłożu antysemickim, rasistowskim, homofobicznym, czy wynikającej z uprzedzeń wobec osób wyznających jakąś religię (np. muzułmanów). Praktycznie rzecz biorąc wszystkie europejskie państwa zabraniają „mowy nienawiści” przeciwko grupom wyróżniającym się z ogółu społeczeństwa cechami tego rodzaju, co przynależność narodowościowa, etniczna, rasowa, czy wyznaniowa – a niektóre (i jest ich coraz więcej) zakazują też „hate speech” wymierzonej przeciwko np. homoseksualistom. Zakazy „mowy nienawiści” bywają w krajach europejskich bywają egzekwowane całkiem zaciekle – tak, że antysemici i inni „nienawistnicy” nie tylko są karani, powiedzmy, grzywnami, ale niejednokrotnie trafiają po prostu za kratki. Jednocześnie jednak opublikowany jakiś czas temu raport Agencji Praw Podstawowych, organu Unii Europejskiej zajmującego się walką rasizmem, antysemityzmem, homofobią i innymi przejawami nienawiści wobec grup wykazał, że w latach 2000 – 2009 liczba „przestępstw z nienawiści” zwiększyła się z 11 spośród tych 14 krajów unijnych, które gromadzą i publikują dane wystarczające do wyciągnięcia wniosków na ten temat. W Niemczech (to z kolei dane z tego artykułu: http://www.b.dk/globalt/gaar-der-en-lige-linje-fra-ord-til-mord – można go przetłumaczyć z duńskiego (którego oczywiście nie znam) na angielski, i także na polski, z tym, że na ten ostatni dużo gorzej) w latach 2000 – 2008 mierzona per capita liczba przestępstw z nienawiści zwiększyła się o 39% – z 17, 88 na 100 000 mieszkańców w roku 2000 do 24, 84 na 100 000 mieszkańców w roku 2008. Chyba w żadnym europejskim kraju „mowa nienawiści” nie jest tępiona z taką zaciekłością i karana tak surowo, jak u naszych zachodnich sąsiadów!
Powie ktoś, że fakt, iż zakazy „mowy nienawiści” nie zapobiegają nienawistnym czynom nie jest wystarczającą przesłanką do tego, by z takich zakazów zrezygnować. Bo bez takich zakazów byłoby jeszcze gorzej.
Ale czy na pewno? Mówią o prawnych granicach wolności słowa w ogóle i może właśnie o regulacjach „hate speech” w szczególności nie sposób nie przyjrzeć się Stanom Zjednoczonym – krajowi, którego rozwiązania prawne są w tym zakresie odmienne od przyjętych w znakomitej większości pozostałych krajów świata.
Stany Zjednoczone mają w swym prawodawstwie – trzeba to od razu powiedzieć – szereg rozwiązań mających służyć walce z przejawami rasizmu. Wspomnijmy tu choćby o słynnej Ustawie o Prawach Obywatelskich (Civil Rights Act) z 1964 r., w myśl której zakazana jest dyskryminacja z powodu rasy, koloru skóry, płci, lub pochodzenia narodowego w takich dziedzinach, jak zatrudnienie i dostęp do powszechnie świadczonych usług. Akty przemocy czy wandalizmu, których sprawcy wybierają swe ofiary kierując się takimi ich cechami, jak przynależność rasowa, czy narodowościowa, względnie wyznanie, lub płeć, bądź orientacja seksualna podlegają wyższym karom, niż analogiczne przestępstwa, których ofiary nie są wybierane według tego rodzaju kryteriów (jeśli chodzi o prawo federalne, to obwiązujący w tym zakresie jest uchwalony już za prezydentury Baracka Obamy § 249 tzw. Tytułu 18 („Przestępstwa i procedura karna”) Kodeksu Stanów Zjednoczonych (http://www.law.cornell.edu/uscode/text/18/249 , istnieją też oczywiście stanowe rozwiązania prawne, które pod pewnymi względami – np. tym, jakiego rodzaju grupy są objęte ochroną przed „przestępstwami z nienawiści” i jakie rodzaje czynów karalnych mogą być traktowane jako takie przestępstwa mogą się rzecz jasna między sobą w pewnym stopniu różnić). Wiele amerykańskich wyższych uczelni decydując o przyjęciu nowych studentów kierowało się – i chyba nawet dalej kieruje – kontrowersyjną bez wątpienia zasadą preferencji dla kandydatów wywodzących się z „historycznie dyskryminowanych” grup rasowych czy narodowościowych (jest to znane jako tzw. „akcja afirmacyjna”).
Jednocześnie jednak „mowa nienawiści” nie jest w USA zakazana – przeciwnie, uważana jest za rodzaj wypowiedzi chroniony przez Pierwszą Poprawkę do Konstytucji, która gwarantuje Amerykanom wolność słowa, prasy, religii, składania petycji i pokojowych zgromadzeń, a także rozdział Kościoła i Państwa. O Żydach, Murzynach, muzułmanach, Cyganach, Polakach czy członkach jakiejkolwiek innej grupy można w USA mówić i pisać, co się chce – wolno nawet propagować przemoc przeciwko członkom takich grup – chyba, że takie propagowanie przemocy miałoby w danej sytuacji charakter podburzania do natychmiastowego działania zakazanego prawem, którego faktyczne spowodowanie byłoby w danej sytuacji wysoce prawdopodobne (zob. w tej kwestii informację o decyzji Sądu Najwyższego USA z 1969 w sprawie Brandenburg v. Ohio – z linkiem do samego orzeczenia http://en.wikipedia.org/wiki/Brandenburg_v._Ohio ). Oczywiście, ktoś kto wygłasza poglądy o charakterze rasistowskim i nienawistnym może spotkać się w USA z nieprzyjemnymi reakcjami – ostatecznie rzecz biorąc, możliwość wyrażania niechęci, czy pogardy, a nawet nienawiści wobec takich osób to też jest część wolności słowa. Ale pod względem prawnym takim osobom, o ile tylko nie podburzają w sposób bezpośrednio niebezpieczny do przemocy, nie grożą innym ludziom użyciem przemocy przeciwko nim, i nie dręczą werbalnie innych osób w sposób bezpośredni, nic nie grozi.
W USA, jak zatem widać, antysemici, rasiści, homofobi i inni „nienawistnicy” mogą sobie hasać swobodnie – znacznie swobodniej, niż w jakimkolwiek innym kraju świata. Ale czy Stany Zjednoczone są wskutek rozciągnięcia zasady wolności słowa na „hate speech” krajem opętanym nienawiścią o podłożu rasistowskim, antysemickim, homofobicznym itd.? Czy przestępstwa z nienawiści stanowią tam jakąś szczególną plagę – większą niż w tych krajach, w których „mowa nienawiści” jest zakazana prawnie i karana?
Odpowiadając na to pytanie od razu można powiedzieć, że nie. Oczywiście – to też trzeba stwierdzić – że akty przemocy czy wandalizmu motywowane np. rasizmem zdarzają się – i to w całkiem dużej liczbie. Ale liczba takich przestępstw w USA generalnie rzecz biorąc spada. Jak wynika z danych zebranych i opublikowanych przez FBI w latach 1996 – 2010 ogólna liczba „hate crimes” zmniejszyła się w USA z 8759 do 6628,.co w przeliczeniu na liczby takich przestępstw na 100 000 mieszkańców oznacza spadek z 3,25 do 2,15 (wspomniałem o tym w tym swoim tekście: http://kozlowski.salon24.pl/536961,co-nie-usprawiedliwia-zakazow-m-in-pornografii-i-hate-speech ). Ów spadek liczby „przestępstw z nienawiści” w tolerującej „mowę nienawiści” Ameryce jest znamienny z tego choćby względu, że nastąpił on w czasie, w którym ogólny kontakt Amerykanów z „mową nienawiści” – za sprawą choćby wzrostu dostępności Internetu, będącego tym medium komunikacyjnym, w którym w największym stopniu prezentowane są „nienawistne” treści – najprawdopodobniej się zwiększył. Jak jednak widać, ów (prawdopodobny) wzrost kontaktu mieszkańców USA z „mową nienawiści” nie tylko że nie przełożył się na wzrost liczby motywowanych nienawiścią przestępstw – ale towarzyszył mu całkiem wyraźny spadek liczby takich przestępstw.
Jak zatem widać, nie jest tak, że jeśli zakaże się „mowy nienawiści” to wyeliminuje się samą nienawiść i zapobiegnie jej konkretnym przejawom – takim, jak przemoc; i nie jest też, tak, że jeśli będzie się „mowę nienawiści” prawnie tolerować, to nastąpi jakaś eksplozja samej nienawiści i motywowanej ową nienawiści dyskryminacji i przemocy. Stany Zjednoczone są dobrym przykładem na to, że brak zakazów „mowy nienawiści” może iść w parze ze skuteczną redukcją postaw o charakterze rasistowskim, antysemickim itp. i zmniejszaniem się liczby praktycznych przejawów takich postaw. Pokazują to choćby badania znanej organizacji żydowskiej Anti – defamation League, według których liczba Amerykanów wykazujących postawy antysemickie zmniejszyła się z 29% w roku 1964 do 12% w roku 2012 – jest to mniej, niż w dużej większości zakazujących antysemickiej „mowy nienawiści” krajów europejskich. Podobnie, odsetek osób nie akceptujących małżeństw między osobami o różnym kolorze skóry zmniejszył się w USA z 96% w roku 1958 do 14% w roku 2011 – i zaledwie 3% wśród osób w wieku o18 – 29 lat (zob. w tej kwestii artykuły Jacoba Mchangamy „How (not) to Fight Racism and Anti – Semitism” http://www.thedailybeast.com/articles/2014/02/22/how-not-to-fight-racism.html i „The harm in hate speech laws” http://www.hoover.org/publications/policy-review/article/135466 ). Owa zmiana stosunku Amerykanów do międzyrasowych małżeństw jest istotna z tego choćby względu, że przypuszczalnie nie ma – jak trafnie stwierdził Jacob Mchangama lepszego miernika rasowej czy etnicznej (religijnej itp.) tolerancji danego społeczeństwa, jak stosunek tegoż społeczeństwa do małżeństw (i dodam, że w ogóle związków – także nie sformalizowanych prawnie) między osobami należącymi do różnych grup rasowych, wyznaniowych, etnicznych etc. Co w każdym razie z naszego punktu widzenia jest istotne, to to, że owa wspomniana powyżej redukcja postaw o charakterze antysemickim i rasistowskim dokonała się w USA wraz z rozszerzeniem się zakresu prawnych gwarancji wolności słowa – w tym także dla tego, co określa się mianem „hate speech”.
Zakazy „mowy nienawiści” nie są więc skuteczną metodą walki z rasizmem czy antysemityzmem. Czy mogą pomóc w zwalczaniu będącej niewątpliwie problemem w Polsce homofobii? Zakazy homofobicznej „hate speech” – w przeciwieństwie do zakazów „mowy nienawiści” o charakterze np. rasistowskim czy antysemickim – to dość niedawna sprawa. O ile te pierwsze rozprzestrzeniły się w Europie w latach 60 i 70 XX wieku, to pojawienie się tych ostatnich jest kwestią (z grubsza rzecz biorąc) dwóch ostatnich dekad. Mniejsze są też zatem doświadczenia związane z takimi zakazami. Ale jeśli ktoś myśli, że zakaz „mowy nienawiści” przeciwko gejom i lesbijkom może doprowadzić do zmiany społecznego nastawiania wobec członków tych grup i poprawić ich faktyczną sytuację, to niech spojrzy na wykres znajdujący się w artykule na temat akceptacji homoseksualizmu w Holandii (http://www.scp.nl/english/Publications/Publications_by_year/Publications_2011/Acceptance_of_homosexuality_in_the_Netherlands_2011 – na stronie 21 pliku PDF, trzeba otworzyć). Co z tego wykresu wynika? Ano to, że radykalna redukcja negatywnych postaw wobec homoseksualistów w Holandii nastąpiła w latach 70. XX w. – na długo przed tym, zanim „mowa nienawiści” przeciwko homoseksualistom została uznana w Holandii za przestępstwo (stało się to w roku 1994). Ograniczenie wolności słowa i wzrost akceptacji dla homoseksualistów nie miały ze sobą nic wspólnego.
Zakazy „mowy nienawiści” – czy to przeciwko Żydom, czy przeciwko gejom – są więc nieporozumieniem, Zmiana polskiego prawa w zakresie „mowy nienawiści” powinna więc przebiegać w zupełnie innym kierunku, niż proponuje to SLD – w kierunku mianowicie eliminacji takich zakazów. Wraz oczywiście z eliminacją innych ograniczeń wolności słowa – np. zakazów znieważania Narodu i Rzeczypospolitej Polskiej, znieważania symboli państwowych (o ile nie niszczy się symboli będących cudzą własnością – to chyba jasne), znieważania władz (w tym prezydenta), obrażania uczuć religijnych czy rozpowszechniania pornografii, o ile tylko w jej produkcji nie są wykorzystywane dzieci lub osoby nie chcące w produkcji pornografii uczestniczyć i pornografia nie jest narzucana innym w sposób zmuszający ich do jej odbioru (dozwolona powinna być więc tzw. wirtualna pornografia dziecięca i pornografia ukazująca fikcyjną czy konsensualną przemoc – pisałem o tym tu: http://bartlomiejkozlowski.eu.interiowo.pl/apelporno.htm i tu: http://bartlomiejkozlowski.eu.interiowo.pl/porno.htm ). Jasne jest bowiem, że tak samo, jak możliwość posługiwania się „mową nienawiści” bez narażania się na represje powinna być uznawana za część wolność słowa, tak samo wolność „mowy nienawiści” może stanowić tylko część generalnej swobody wypowiedzi. W obronie postulatu takiej właśnie – a nie takiej jak proponuje SLD zmiany prawa przywołałbym wartość szczególnie, jak mi się wydaje (tylko czy aby dobrze?) bliską lewicy – mianowicie równość ludzi wobec prawa i równe traktowanie ludzi przez prawo.
Ta ostatnia zasada jest niewątpliwie łamana przez obwiązujące przepisy dotyczące „mowy nienawiści” – mam tu na myśli przede wszystkim artykuły 256 i 257 kodeksu karnego. Jeśli ktoś nienawidzący dajmy na to homoseksualistów może rzucać kalumnie przeciwko takiej grupie nie narażając się na odpowiedzialność karną, a jednocześnie komuś lżącemu np. Żydów grozi za coś takiego nawet więzienie, to o równym traktowaniu ludzi przez prawo nie może być mowy – przeciwnie, jest to zakazana poniekąd przed konstytucję (art. 32) dyskryminacja ze względu na poglądy. Czy zmiana kodeksu karnego postulowana przez SLD wyeliminowałaby tę wadę obowiązujących przepisów przeciwko „hate speech”? Otóż nie: jak zostało poniekąd stwierdzone (choć z niechęcią) w komentowanym artykule w dalszym ciągu byłyby grupy, o których wolno wyrażać się w sposób nienawistny, które wolno znieważać – jak choćby otyli, bezdomni, czy nosiciele wirusa HIV. A także – dodajmy – dawni pracownicy PGR- ów, ludzie o takim czy innym pochodzeniu społecznym, zamożności lub innych cechach – alkoholicy, narkomani, ludzie o takich czy innych przekonaniach, itd.
Autorka artykułu twierdzi, że kontekst społeczny (którego dowodem są choćby awantury o tęczę na warszawskim placu Zbawiciela) pokazuje, że osoby homoseksualne zasługują na lepszą ochronę prawną, niż (np.) otyli czy bezdomni. Z całym szacunkiem dla takiego poglądu uważam, że na ochronę przed przemocą, przed czynami groźnymi dla życia lub zdrowia bądź naruszającymi czyjąś własność zasługują wszyscy. Lecz oczywiście nikt nie jest w Polsce dyskryminowany jeśli chodzi o prawną ochronę przed aktami przemocy czy wandalizmu. Nie ma kategorii ludzi, których wolno bezkarnie bić, zabijać, którym wolno niszczyć mienie. Są jednak pewne rodzaje grup ludzkich, przeciwko którym wolno posługiwać się „mową nienawiści” i takie, przeciwko którym posługiwanie się „mową nienawiści” jest prawnie zakazane i niekiedy przynajmniej naprawdę karane.
Autorka komentowanego przeze mnie artykułu uważa, że o ile „mowa nienawiści” przeciwko homoseksualistom powinna być karalna, to ‘hate speech’ wymierzona w otyłych, bezdomnych, czy nosicieli wirusa HIV już nie. Czy można jednak wskazać jakieś uczciwe podstawy do takiego różnicowania ochrony różnych grup przed mową nienawiści? Próbując odpowiedzieć na to pytanie trzeba stwierdzić, że homofobia, mowa nienawiści skierowana przeciwko homoseksualistom i bezpośrednio dotykająca osoby o orientacji homoseksualnej przemoc są w dzisiejszej Polsce realnym problem społecznym. Ale problemem jest też przemoc przeciwko np. bezdomnym – a także np. ludziom znajdującym się pod wpływem alkoholu. Niektóre przypadki takiej przemocy mają całkiem wyraźny związek z tym, co można byłoby określić mianem „mowy nienawiści” przeciwko np. bezdomnym czy alkoholikom. Przykładem może być głośne w połowie lat 90 – tych „czyszczenie Legionowa” – którego sprawcy, którzy brutalnie pobili kilku znajdujących się pod wpływem alkoholu bezdomnych (w tym dwóch śmiertelnie) zostali w jakiś sposób „ideologicznie przygotowani” do popełnionych przez siebie czynów przez lidera Polskiego Frontu Narodowego Janusza Bryczkowskiego, który podczas obozu, w którym sprawcy wspomnianych przestępstw uczestniczyli mówił o zgubności pijaństwa i wygłaszał – bynajmniej nie zakazane prawnie – twierdzenia tego rodzaju, że „z pijaństwem należy walczyć zarówno słowem, jak i czynem”. Jest więc powód do tęgo, by bezdomnych chronić przed „hate speech” w mniejszym stopniu, niż homoseksualistów? Co różni te dwie grupy – tak, że jedna z nich miałaby zasługiwać na ochronę przed „mową nienawiści” a druga nie? Otóż, różni je jedno: homoseksualiści, przy całej niechęci, a nawet nienawiści jaką część polskiego społeczeństwa żywi do nich są grupą, która – lub której, prędzej mówiąc, jakaś część – zdobyła sobie pewną pozycję w życiu społecznym, pewne wpływy polityczne. Mając takie wpływy mogą więc oni domagać się ochrony przed „mową nienawiści” – może jeszcze nie w sposób ostatecznie rzecz biorąc skuteczny (postulowana przez SLD zmiana prawa stoi pod dużym znakiem zapytania), ale taki, że ich postulaty są traktowane poważnie i stają się przedmiotem publicznej dyskusji. Tego jednak nie da się – niestety – powiedzieć o bezdomnych, czy nosicielach wirusa HIV. Zwolennicy zakazu mowy nienawiści przeciwko (np.) homoseksualistom mogą rzecz jasna powoływać się na istnienie takich zakazów w niektórych państwach Europy Zachodniej – np. w Szwecji, Danii, czy w Holandii. Winni jednak oni pamiętać o tym, że wprowadzenie wspomnianych zakazów było następstwem zasadniczego wzrostu akceptacji dla homoseksualistów – nie odwrotnie, że wprowadzenie ograniczeń wolności słowa przyczyniło się do większej akceptacji tej grupy ludzi. To m.in. wolność słowa przyczyniła się do tego, że państwach europejskich, w tym w Polsce A.D. 2014 homoseksualiści cieszą się większą akceptacją społeczną, niż A.D. powiedzmy, 1970. Czy nawet 1990, lub 2000. Proponowany przez SLD zakaz mowy nienawiści przeciwko homoseksualistom nie spowoduje, że akceptacja dla tej grupy osób się zwiększy. Może mieć nawet skutek przeciwny.
11 czerwca o godz. 8:51
@ Bartek Kozłowski
10 czerwca o godz. 17:22
Baaaardzo dobry wpis. Podzielam twoje nastawienie do tych drażliwych kwesti ale mam małe zastrzeżenie: czy w tych krajach o których piszesz, że tępią mowę nienawiści a jest to działalność de facto daremna aparat państwowy wspiera zaszczepianie postaw nienawistnych? A w Polsce tak jest. Narzędziem takowej działalności są lekcje katechizacji rzymskokatolickiej na których kler zaszczepia swoją homofobiczną ideologię. Pomijam tu ,,naukę” nacjonalizmu o rasistowskim zabarwienie. Pomijam rolę nauczycieli, którzy dają wyraz swoim osobistym a bliskim poglądom KRK na prowadzonych lekcjach. Czyż to nie symptomatyczne, że dopiero ,,pokolenie wychowane w wolnej Polsce” ma odwagę oddawać się jawnemu kultywowaniu ww. ,,idei”? Ci nieco starsi wiedzieli, ze nietolerancja jest czymś zgoła niestosownym. Piszę ,,niestosownym” bo bardzo wiele osób było/jest homofobami czy rasistami ale wiedzą, że upublicznianie tego jest złe lub dyskwalifikujące. Dopiero pojawienie się PiSu partii, która z nacjonalizmu i mowy nienawiści zrobiła jądro swojego ,,programu” uprawomocniło takie postawy. Nie trzeba było się już kryć skoro sam premier czy prezydent…Triumf(?) Korwina jest już tylko instytucjonalizacją pokładów qurewstwa zaszczepianych przez media od 25 lat – ,,woolnorynkowości” (rozumianej jako darwinizm społeczny), wrogości wobec państwa, homofobii, nacjonalizmu. Dla tych ludzi ,,nienawistność” Kaczyńskiego okazał się zbyt staroświecka, zbyt miękka. Wybrali destylat z tego.
ps. wprowadzenie zakazu ,,mowy nienawiści” mogło by (o ile sądy miały by dość kompetencji i odwagi) pozbawić chleba cały zestaw kanalii począwszy od Korwina i Pawłowicz a na Niesiołowskim(myślę, że ze względu na cechy osobowościowe to jemu należy się tytuł Prekursora) kończąc. A pewien klecha może by zastanowił się dwa razy nim by stwierdził, że ,,nie jest pełnym człowiekiem ten kto nie należy do Kościoła katolickiego” co usłyszałem własnousznie. Jeżeli nie jest pełnym człowiekiem to czymże jest? Zwierzęciem? A przeca zjadamy zwierzęta…
11 czerwca o godz. 14:23
Aby wprowadzenie zakazu „mowy nienawiści” mogło „pozbawić chleba cały zestaw kanalii począwszy od Korwina i Pawłowicz a na Niesiołowskim kończąc” trzeba byłoby wprowadzić zakaz „mowy nienawiści” przede wszystkim na tle różnic dotyczących przynależności politycznej i/lub poglądów. Taką zmianę przepisów dotyczących „hate speech” proponowała w zeszłym roku Platforma Obywatelska – stosowana zmiana kodeksu karnego miałaby polegać na zastąpieniu obecnych artykułów 256 par. 1 („ Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”) i artykułu 257 („Kto publicznie znieważa grupę ludności albo poszczególną osobę z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, wyznaniowej albo z powodu jej bezwyznaniowości lub z takich powodów narusza nietykalność cielesną innej osoby, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”) jednym artykułem 256 par. 1, który w myśl propozycji PO miałby przybrać brzmienie: „Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści wobec grupy osób lub osoby z powodu jej przynależności narodowościowej, etnicznej, rasowej, politycznej, społecznej, naturalnych lub nabytych cech osobistych lub przekonań, albo z tego powodu grupę osób lub osobę znieważa, podlega karze grzywny, ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”. Tyle tylko, że propozycja ta – swoją drogą bardzo moim zdaniem zła (o czym pisałem tu: http://kozlowski.salon24.pl/493200,list-do-poslow-w-sprawie-projektu-nowelizacji-art-256-k-k ), spotkała się ze zdecydowanie negatywną reakcją ze strony tych środowisk, które dążą przede wszystkim do takiego rozszerzenia obecnych zakazów „mowy nienawiści” (a więc przede wszystkim art. 256 i 257 k.k.) by obejmowały one wypowiedzi znieważające osoby homoseksualne czy zachęcające do nienawiści wobec homoseksualistów. Mimo, że – chciałbym zauważyć – wypowiedzi atakujące homoseksualistów nie musiałyby być pod rządami takiego przepisu bezkarne: bez większego trudu można byłoby je traktować jako np. publiczne nawoływanie do nienawiści wobec grupy osób z powodu (ich) naturalnych lub nabytych cech osobistych, albo znieważenie grupy osób z powodu takich ich cech. Jednak w Sejmie dyskutowany był ostatnio nie projekt PO, przewidujący kary za nawoływanie do nienawiści i znieważanie z takich powodów, jak przynależność polityczna, społeczna, naturalne lub nabyte cechy osobiste oraz przekonania, lecz projekt SLD, w którym mowa jest o zakazie publicznego „nawoływania do nienawiści” i znieważania (a także naruszania nietykalności cielesnej, które pozostałoby w art. 257 – w myśl projektu PO coś takiego byłoby penalizowane przez nowy paragraf art. 256) jedynie z takich powodów, jak wiek, płeć, tożsamość płciowa, niepełnosprawność i orientacja seksualna. Nie z powodu poglądów, czy przynależności do jakieś partii.
Inna rzecz, czy zakaz „mowy nienawiści” (obejmujący „mowę nienawiści” motywowaną wrogością wobec jakichś grup czy osób z powodu ich przekonań, czy przynależności politycznej) mógłby skutecznie służyć walce z (przykładowo) Korwinem, Pawłowicz czy Niesiołowskim. Myślę raczej, że zrobiłby on z tych, jak to określasz „kanalii” męczenników, ludzi prześladowanych za poglądy, pokazałby sporej części społeczeństwa, że wolności słowa w Polsce nie ma, że nasz kraj jest tak naprawdę państwem totalitarnym. Możliwe, że zwiększyłby on prawdopodobieństwo jakichś agresywnych i przestępczych zachowań ze strony sympatyków takich osób: jeśli za „nienawistne” słowa kara grozi tak samo za akty przemocy, to po co ograniczać się do tych pierwszych, skoro te drugie mogą „mówić” znacznie dobitniej?
I ponadto zakaz taki mógłby obrócić się nie tylko przeciwko tym politykom (czy publicystom) których nie lubisz. Łatwo mógłbyś sam paść jego ofiarą – czy użytego przez Ciebie określenia „kanalie” (wśród których Korwina – Mikke, Pawłowicz i Niesiołowskiego wymieniasz tylko jako pewne „klasyczne” przykłady) nie dałoby się potraktować jako np. publicznego znieważenia grupy osób lub osoby z powodu przekonań? W każdym razie, z Twojego wpisu widoczne jest to, że bliska Ci jest idea posługiwania się prawem karnym jako batem na polityków, których z takich czy innych względów nie lubisz. Żeby było jasne: ani Korwin Mikke, ani Krystyna Pawłowicz, ani Niesiołowski (podobnie też np. Kaczyński) nie są moimi ulubieńcami. Ale bat ma to do siebie, że można nim bić każdego – w końcu to po prostu bat. Warto, byś o tym pamiętał.
11 czerwca o godz. 15:16
@ Bartek Kozłowski
11 czerwca o godz. 14:23
Dzięki za odpowiedź – masz rację.
Sam przyznaję, że ulegam temu – klimatowi w kraju ale jeżeli widzisz, że facet który od 25 lat robi karierę a teraz awansuje, używając słów takich jak ,,kanalia”, nawołując do ,,niszczenia lewactwa” (no czasem to jego miłośnicy go wyręczają) , i to jeszcze w czasach gdy było ono w zasadzie wyrugowane z dyskursu publicznego to po prostu ,,nóż się w kieszeni otwiera”. Mam od jakichś 15 lat poczucie spychania na kolejne ,,ostatnie” pozycje intelektualno-ideologiczne w tym kraju, po czym okazuje się, że ten czy tamten ,,kompromis” nie obowiązuje. Winię za to ludzi pokroju Kwaśniewskiego czy Millera, którzy dla ucukrowania swoich biografii zamulili miejsce zajmowane przez lewicę i osadzili w nim swoją postkomunistyczną klikę odpuszczając pole idei prawicy.
Przykład: ,,kompromis antyaborcyjny” – dziś najbardziej restrykcyjna ustawa w Europie to ZA MAŁO. ,,Oni” chcą więcej a jednocześnie w katalogu zagrożeń u ,,onych”: ,,najpierw związki partnerskie a potem adopcja dzieci przez pedałów” – czyż nie jest to jawne pokazanie jakiej się metodzie politycznej hołduje?
Przypominam ci, ze nawet edukacja nie daje nadziei na zmianę tej agresji społecznej zważywszy, że indoktrynacja w szkołach jest jednotorowa – nacjonalizm, konserwatyzm obyczajowy, fundamentalizm katolicki a jedyna tolerancja jaką się dopuszcza i promuje to ,,homosie, lewacy mogą se być (w sensie nie zabijamy ich – jeszcze?) ale niech znają swoje miejsc i siedzą cicho”
11 czerwca o godz. 23:43
Gdyby ktoś napadł, pobił czy dokonał „innych złych czynności” skierowanych przeciw osobie typu „pedzio” i „lesba” to mass media nie omieszkałyby GRZMIEĆ. Mówiłyby jaki ciemnogród (ulubione słówko homo propagandy) jest w Polsce. Ja jestem przeciwny temu prawu, ponieważ, nie chcę trafić do więzienia, jak w Szwecji. Otóż pewien pastor skonstruował tak kazanie, że całość była cytatami z Biblii mówiącymi o grzechu Sodomickim i oskarżony przez „pedziów” trafił za kratki. W Holandii powiedz,tylko, że „pedzie” są dziwni to Państwo ukaże Cię. Nie chcę tego u nas.
11 czerwca o godz. 23:52
A co by było jak bym kłócił się z „pedziem” np. o miejsce siedzące w tramwaju on mnie wyzywa od moherów ja mu mówię, że byłem pierwszy a on oskarża mnie o to, że mówię do niego mową nienawiści, bo jest „pedziem”. W świetle prawa ja trafiam za kraty, „pedzio” rechocze ze śmiechu.
12 czerwca o godz. 4:13
Konserwatyści to są w Wielkiej Brytanii czy w Danii (wprowadzali małżeństwa jednopłciowe do systemu prawnego). Biernacki, Królikowski i itp. to nie są konserwatyści, ale fundamentaliści religijni.