Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Polityka z Wiejskiej - Polityczno-sejmowy blog Anny Dąbrowskiej Polityka z Wiejskiej - Polityczno-sejmowy blog Anny Dąbrowskiej Polityka z Wiejskiej - Polityczno-sejmowy blog Anny Dąbrowskiej

6.11.2014
czwartek

Trudny dzień dla Sikorskiego, ale sam tego chciał

6 listopada 2014, czwartek,

Jest w tym pewna niezręczność, że debatę nad odwołaniem marszałka Sejmu Radosława Sikorskiego poprzedza informacja szefa resortu spraw zagranicznych Grzegorza Schetyny o zadaniach polskiej polityki zagranicznej. Najpierw największy wygrany ostatniego rządowego rozdania opowiada Wysokiej Izbie, co zamierza zrobić przez najbliższe dwa lata, a potem prawa strona Wysokiej Izby pastwi się nad jego poprzednikiem w MSZ.O takim kalendarzu zdarzeń zadecydował sam Sikorski. Wyraził też publicznie pogląd, że wniosek o jego odwołanie jest „nieproporcjonalny do rangi wydarzenia”. Tym wydarzeniem, które sprowokowało PiS do podjęcia próby odwołania marszałka, jak pamiętamy, była jego wypowiedź dla amerykańskiego portalu. Sikorski mówił o rzekomej rozmowie Putina z Tuskiem, w której ten pierwszy miał mówić o rozbiorze Ukrainy. Choć Sikorski przyznał później, że jeśli chodzi o tę sprawę, to go pamięć zawiodła. Ale niesmak pozostał. W Platformie też.

Dlaczego Sikorskiemu zależało na tym, aby jeszcze na tym posiedzeniu posłowie rozstrzygnęli jego być albo nie być w marszałkowskim gabinecie. Jeszcze w poniedziałek, zanim został ustalony harmonogram obrad, politycy PO twierdzili, że sprawa Sikorskiego rozstrzygnie się raczej na kolejnym posiedzeniu Sejmu, czyli już po wyborach samorządowych. Taki kalendarz proponowała Ewa Kopacz. Premier, co zrozumiałe, półtora tygodnia przed wyborami samorządowymi nie miała ochoty wysłuchiwać listy grzechów Sikorskiego, włączając w to wypominki o rachunkach w drogich restauracjach płaconych służbowymi kartami, o których na taśmach usłyszała cała Polska, czy o słynnym „zarzynaniu watahy”, co słabo koresponduje z polityką zgody i miłości, którą od kilku tygodni uprawia Kopacz.

W Sejmie słychać, że Sikorski przyspieszył sąd nad sobą, bo zwyczajnie się bał, że straci stanowisko. I wcale nie był to strach nieuzasadniony. Słusznie uznał, że tuż przed wyborami samorządowymi jego własna partia i jej koalicjant raczej nie odważą się go odwołać. Już wiadomo, że w piątek – jak jeden mąż – zagłosują za Sikorskim i jeszcze dostaną do pomocy głosy ludzi Leszka Millera.

A po wyborach samorządowych tej solidarnej obrony marszałek wcale nie była taka pewna. Już od najbliższej soboty Kopacz przejmie od Tuska dowodzenie partią i Sikorski straci swojego największego partyjnego orędownika. Poza tym jeśli PO przegra najbliższe wybory partyjny, lud będzie żądał wskazania winnego – Sikorski, niezbyt lubiany w partii, nadawałby się do tej roli idealnie.

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop
css.php