Ludowcy wystawią własnego kandydata w wyścigu o najwyższy urząd w państwie – tak zdecydowało w czwartek ścisłe kierownictwo PSL. Jan Bury, szef klubu parlamentarnego, przekonuje, że ludowcy powinni zameldować się w prezydenckich blokach startowych. Wielu w PSL uważa natomiast, że byłoby to wystawienie swojego kandydata na śmieszność, bo na dobry wynik nie ma co liczyć.
Mówi się o kandydowaniu Adama Jarubasa – marszałka województwa świętokrzyskiego. Jest popularny, ale raczej tylko w swoim regionie. Jest gotowy podjąć wyzwanie. Najbardziej obok Pawlaka i Piechocińskiego rozpoznawalny polityk spod sztandaru ludowców Władysław Kosiniak-Kamysz (za młody, by startować) mówił w czwartek w Radiu TOK Fm, że jest za własnym kandydatem, ale „własny kandydat może także oznaczać kandydata z zewnątrz”. Na przykład Bronisław Komorowski. I tak chyba będzie dla PSL lepiej. Oto kilka powodów:
1. Słabe wyniki ludowców. W ostatnich wyborach kandydaci PSL wypadali, mówiąc dyplomatycznie, nie najlepiej. Jarosław Kalinowski zebrał 6,9 proc. głosów w 2005 roku, a pięć lat później Waldemar Pawlak – 1,74 proc. Każdy inny polityk wstawiony przez ludowców może pomarzyć, że zrobi wynik lepszy od Kalinowskiego. Elektorat ludowców, o czym pisano już wiele razy, mobilizuje się z wiadomych powodów w wyborach samorządowych. Te prezydenckie już tak bardzo ich nie obchodzą i niespecjalnie oczekują, że będą mieli swojego kandydata na kartce wyborczej.
2. Negocjacje z Pałacem Prezydenckim. Bronisławowi Komorowskiemu, który po wyjeździe Donalda Tuska jest najważniejszą, z najlepszymi notowaniami, twarzą PO, zależy na reelekcji już w pierwszej turze. Zależy mu tak bardzo, że podobno negocjuje z Piechocińskim poparcie dla siebie. Te kilka procent, które odbierze Komorowskiemu ewentualny kandydat ludowców, może rozstrzygnąć, czy dojdzie do drugiej tury. Publicznie roztrząsane wahania PSL to tylko podbijanie stawki w negocjacjach z Pałacem?
3. PSL nie ma pieniędzy. Ludowcy nie śpią na pieniądzach, a nawet mają spore kłopoty finansowe. Mają jeszcze 6 mln długu wobec Skarbu Państwa. Sprawa dotyczy kampanii wyborczej do parlamentu w 2001 r. PKW odrzuciła wtedy sprawozdanie komitetu i nakazała zwrot pieniędzy. Minister Finansów dwa lata temu rozłożył ten dług na raty. Skończą go spłacać dopiero za cztery lata. Trzeba pamiętać, że za kampanię prezydencką nie ma zwrotu z budżetu. Więc wszystkie pieniądze, które ludowcy wydadzą na kampanię prezydencką, to są pieniądze, których nie będą mogli przeznaczyć na kampanię parlamentarną, a ta jest dla nich kluczowa.
Jeśli PSL, zachęcone imponującym wynikiem samorządowym, powie „sprawdzam”, wystawi swojego kandydata i przegra, to sporo na tym straci. Straci u koalicjanta, a przecież trzeba się będzie z nim znów ułożyć po wyborach parlamentarnych, a te już jesienią. Straci u wyborców, którym słaby prezydencki wynik znów podetnie skrzydła i moda na PSL minie. Straci też sporo pieniędzy, których i tak za dużo nie ma. Straci też cała koalicja, a PSL i tak niczego nie zyska.
9 stycznia o godz. 15:55
Artykuł jak zwykle najwyższych lotów, gratulacje 🙂
9 stycznia o godz. 20:11
Kandydat PSLu będzie miał szansę wygrać tylko w przypadku kart do głosowania w formie książeczki.