PiS po raz kolejny nie udało się przeciągnąć prac nad ustawą ratyfikującą konwencję antyprzemocową. Było gorąco: kilka wniosków formalnych, próby zmiany prowadzącego obrady, straszenie prokuratorem za sposób prowadzenia obrad (posłanka Iwona Arent), wniosek o to, by dać się wypowiedzieć przedstawicielom kilkunastu organizacji zaproszonych przez prawą stronę (europoseł Marek Jurek), zabieranie głosu poza kolejnością i oskarżenia o to, że w sali jest za mało krzeseł (m.in. Zbigniew Girzyński), powtórki głosowania, pokrzykiwania z każdej strony: kłamstwo, hańba i kpina. Ostatecznie komisja skierowała projekt ustawy, która upoważnia prezydenta do ratyfikacji konwencji antyprzemocowej, do trzeciego czytania.
Z PiS do walki do ostatniej kropli krwi została oddelegowana Małgorzata Sadurska. Robiła co może, żeby sparaliżować prace nad konwencją. Najpierw zgłosiła wniosek o przerwę, potem o kolejną ekspertyzę lingwistyczną, bo coś się jej w tłumaczeniach nie zgadzało. Powoływała się na opinię jednego z prawników, która wykazała, że konwencja jest źle przetłumaczona na język polski. Wiceminister spraw zagranicznych Artur Nowak-Far przekonywał posłów, że choć tego typu dokumentów nie tłumaczy się dosłownie, treść tłumaczenia konwencji na pewno nie wprowadza posłów w błąd.
Jacek Rostowski, szef doradców premier Kopacz, zapewniał na posiedzeniu komisji, że zna dobrze angielski i z tłumaczeniem wszystko jest w porządku. Temu spektaklowi przyglądała się mocno zażenowana Małgorzata Fuszara, pełnomocniczka rządu ds. równego traktowania.
Obradom przewodniczył bardzo zdeterminowany w tej sprawie szef komisji spraw zagranicznych Robert Tyszkiewicz. Widać było, że nie cieszy się wielkim autorytetem wśród posłów opozycji. Szkoda, że od razu nie pozwolił posłom PiS – konkretnie Sadurskiej – uzasadnić poprawki o odrzucenie ustawy ratyfikujące, tylko w szybkim trybie przeszedł do głosowania nad nią. Potem zmienił zdanie i dał posłance wygłosić tyradę na temat szkodliwości konwencji, która jest „koniem trojańskim wprowadzanym do systemu edukacji polskiej”, szkodzi „od żłobka po studia”. Miała do tego prawo i Tyszkiewicz powinien od razu je uszanować. Jej poprawka została odrzucona, a głosowanie pokazało, że w tej sprawie Platforma jest dziś jednomyślna.
Ewa Kopacz zapewniała na początku tygodnia, że ustawa ratyfikująca konwencję przejdzie głosami PO. Tyszkiewicz potwierdził po posiedzeniu komisji, że nie będzie dyscypliny w tym głosowaniu. Nie potrzeba, bo posłów dyscyplinuje mocno groźba, że kto będzie przeciw, ten może pożegnać się z miejscami na listach wyborczych. A wybory już jesienią.
Jutro, na posiedzeniu plenarnym, odbędzie się ostateczne głosowanie nad ustawą ratyfikującą konwencję. Pewnie czeka nas wielka awantura, seria wniosków formalnych i próby przeciągania głosowania. Bo PiS w roku wyborczym musi pokazać m.in. episkopatowi, że walczył przeciwko konwencji, której (jak czytamy w liście biskupów) założenia wynikają z „neomarksistowskiej ideologii gender”.
Polska podpisała konwencję w grudniu 2012 r. W kwietniu ubiegłego roku Rada Ministrów podjęła uchwałę ws. przedłożenia jej do ratyfikacji i przyjęła projekt odpowiedniej ustawy. Tusk odwlekał sprawę, i jeśli jutro uda się ją uchwalić, to będzie to pierwszy sukces premier Ewy Kopacz.
Czym jest konwencja – przeczytaj w tekście Joanny Podgórskiej: Czy Europejskie prawo zaszkodzi polskiej rodzinie.
5 lutego o godz. 21:31
Czy nie łatwiej byłoby uchwalić konwencję bez tej ideologicznej otoczki?
Czy nie można było skupić się na praktycznej pomocy ofiarom?
Czy nie byłoby łatwiej?
Chyba, że miało być trudniej, bo nie długo wybory.
6 lutego o godz. 10:29
Polecam lekturę niezłego tekstu opublikowanego na stronie www stowarzyszenia Tęczówka na temat konwencji:
http://www.teczowka.org.pl/component/k2/item/38-diabel-nie-taki-straszny-czyli-kilka-slow-o-konwencji-o-zapobieganiu-i-przeciwdzialaniu-przemocy-wobec-kobiet
6 lutego o godz. 11:20
Konwencja przyjęta!
6 lutego o godz. 12:23
Lepsza konwencja nawet z zapisami budzącymi kontrowersje niż nic.